Żeński punkt widzenia – tym razem o samochodach…

Żeński punkt widzenia – tym razem o samochodach… 

Dziś chciałabym poruszyć temat, który zaobserwowałam zaraz po tym, jak tylko dokładniej zainteresowałam się tematyką straży pożarnej oraz sposobem jej działalności. Zaczęło się to od tego, że często chodziłam do remizy ze swoim chłopakiem – strażakiem. Co prawda za pierwszym razem miała to być krótka wizyta, bowiem która kobieta nie uwierzyłaby swojemu mężczyźnie mówiącemu Jej podczas pierwszej wycieczki do remizy - ”muszę tylko coś zobaczyć”.

 

Bardziej „wprawione” z nas wiedzą jak kończą się takie „krótkie” wizyty w remizie… wyjście ze strażnicy po godzinie albo dwóch należy traktować jako sukces! Dlaczego tak długo? A no dlatego, że albo auto się popsuło, albo coś zaczęło z niego kapać bądź toczyły się zażarte rozmowy na temat tego jak zdobyć pieniądze na hydraulikę czy inne potrzebne wyposażenie.

Gdy tak wsłuchiwałam się w te konwersacje, a później słyszałam opowiadania mojego pasjonaty, np. jak jechali Starem z akcji i nagle coś się w nim zapaliło, albo historię z otwierającymi się na zakrętach drzwiami auta pożarniczego, moje zdanie na temat Ochotniczej Straży Pożarnej, na przekór mojej woli, zaczęło się kształtować. Zaczęłam się także zastanawiać - jak to jest możliwe, że ludzie poświęcający swój wolny czas, jeżdżący na akcje z własnej, nieprzymuszonej woli, korzystają ze sprzętu w tak opłakanym stanie? Jako osoba postronna wiem, że zakup nowego auta to bardzo droga inwestycja i zdaję sobie również sprawę z tego, że leży to w kompetencji gminy pod którą należy dana jednostka OSP.

Ale jak straż w XXI wieku możne jeździć trzydziesto kilku letnim samochodem? Przecież strażacy jadą nim ratować czyjś dobytek albo i życie, ryzykując przy tym swoje. Groteskowości sytuacji dodaje fakt, iż narażają oni swoje życie, nie tylko podczas samej akcji ratowniczej, a już… w drodze na nią.

Najtrudniej zrozumieć mi postępowanie gmin, które pozwalają na użytkowanie takich wozów. W gminie w której mieszkam są cztery jednostki ochotnicze, z których tylko jedna ma nowsze auto - około piętnastoletnie, a reszta dobija już pod trzydziestkę albo i ją przekracza. Gdyby nie patrzeć z perspektywy wozu uczestniczącego do dnia dzisiejszego w akcjach i spróbować podejść do tematu z lekkim przymrużeniem oka i ironią, można by pogratulować dobrej (jak na swój wiek) sprawności.

Ja wiele rozumiem. Wiem że mamy kryzys, że gmina jest biedna, że jest wiele ważniejszych wydatków, ale nie rozumiem jednego, a mianowicie tego, dlaczego gmina, wiedząc, że ma wozy jakie ma, nie inwestuje w nowe pojazdy? Dlaczego nie kupi chociaż jednego wozu lekkiego rocznie, bądź co kilka lat? Bo tak naprawdę chyba nie chodzi o pieniądze. Bo one są, przynajmniej w mojej gminie. Można przecież walczyć przecież dotacje od różnego rodzaju komend, związków OSP, sponsorów prywatnych, a wtedy koszt zakupu wozy spada.

Dodam jeszcze, że teren na jakim mieszkam jest górzysty, więc teoretycznie powinien mobilizować władze do działań wspierających OSP. Nawet nie chce myśleć co by było, gdyby pobliskie lasy na naszym masywie górskim zapłonęły…

Ciekawa jestem czy u Was też występują problemy tego typu? Czy w waszych OSP macie do dyspozycji wozy w „podeszłym wieku”, a może Wasza gmina inwestuje w straż? Opisy możecie umieszczać pod artykułem, do czego serdecznie Was zapraszam! Zorientujmy się razem jaka jest sytuacja we wszystkich OSP w Polsce.

Strażacki.pl

Czytaj również