Kraj
W dzisiejszym odcinku opowiem po krótce jak wyglądały moje przygotowanie do tzw. „sprawnościówki” w Szkole Głównej Straży Pożarnej. Zacznę od przygotowania kondycyjnego pod testy sprawnościowe w SGSP. Przypomnę Wam, iż urodziłem się w roku 1985, więc objął mnie jeszcze przedgimazjalny system nauczania z tzw. „starą maturą” i egzaminami wstępnymi na uczelnię. Decyzję o wyborze uczelni podjąłem w 2002 r.
W moich nastoletnich czasach dostęp do Internetu był bardzo ograniczony i sprowadzał się praktycznie do lokali usługowych zwanych „kafejkami internetowymi”. Wiązało się to z ograniczonym przesyłem informacji. Wiedzę odnośnie egzaminów wstępnych czerpałem jedynie ze skryptu wydanego przez SGSPj, w którym zawarte były przykładowe zadania egzaminacyjne z lat poprzednich oraz informacje o teście sprawności fizycznej. Doczytałem się wtedy, iż sprawność fizyczna kandydatów mierzona jest podług 3 konkurencji: sprint 50 m, bieg 1000 m oraz podciąganie na drążku. Wydaje się, że to nic wielkiego, ale…
No właśnie! Teraz są zdecydowanie lepsze warunki by się przygotować. Ale 16 lat temu branża fitness w Polsce była na etapie wczesnego raczkowania. Przedstawię to na płaszczyźnie mojego rodzimego miasta Kalisza: dwie siłownie z wnętrzem o zapachu stajni, brak przestrzeni, zardzewiały sprzęt, „karki” ćwiczące w klapkach. Poza tym brak wiedzy i źródeł, z których 15 latek może dowiedzieć się jak i od czego zacząć trening siłowy. W dzisiejszych czasach jest dużo, dużo łatwiej. Mam nadzieję, iż oddaje to w pełni powagę sytuacji o braku możliwości profesjonalnego podejścia do tematu kilkanaście lat temu.
Zacząłem od rozpoznania poszczególnych konkurencji sprawnościowych, pod względem metod treningowych. Lecimy po kolei! Sprint 50 m – konkurencja szybkościowa, w której kluczowe znaczenie ma siła nóg, elastyczność, gibkość i koordynacja itp. Do szlifowania tego elementu wykorzystałem ćwiczenia, które poznałem podczas treningów koszykówki w kaliskim technikum budowlanym. Nic skomplikowanego, wszystko z użyciem własnego ciężaru ciała: przysiady, wykroki, skoki, wskoki i przeskoki, skipy, krokodylki, biegi wahadłowe, slalomem, po kopercie itp. Kolejna konkurencja, czyli bieg na 1000m, w którym bazujemy na kondycji i wydolności. Jak sobie z tym poradziłem? W sposób wyjątkowo chałupniczy: przez 3 lata każdego wieczora, poza sobotą i niedzielą robiłem kółko o dystansie około 4 km. Wybiegałem się do takiego poziomu, iż tydzień przed egzaminami wstępnymi przebiegłem 1km na stadionie miejskim w czasie 3:00. Była to moja „życiówka”, już nigdy więcej nie byłem w stanie powtórzyć tego wyniku. Zostało nam podciąganie, czyli ówczesna pięta Achillesa młodego Padre. Jedyną formą treningu do tej konkurencji, było podciąganie na drążku, który miałem zlokalizowany w miejscu Wam dobrze znanym, tj. futryna drzwi. Po dwóch latach „treningu” byłem w stanie wykonać jedynie 10 powtórzeń. Przez ostatni rok podniosłem mój rekord do 12 ruchów. Nie wiedziałem co jest powodem stagnacji i byłem tym faktem strasznie zirytowany, iż nie poradzę sobie z tak marnym wynikiem podczas testu. Teraz jestem starszy o 16 lat i dużo mądrzejszy. Wtedy nie wiedziałem co to jest regeneracja, przetrenowanie, zbilansowanie treningu i inne podstawy. Myślałem, że więcej i częściej znaczy lepiej. Tak niestety nie jest!
Jesteśmy już w dniu egzaminów wstępnych w SGSP. Rok 2005, upalny czerwiec, pierwszy raz w życiu przyjechałem do Warszawy prosto z rodzimego Kalisza dzień przed najważniejszymi „zawodami” w moim życiu, który spędziłem na warszawskich Szczęśliwicach. Nie robiłem jakiś szczególnych wycieczek krajobrazowych poza jedną. Udałem się wtedy do centrum handlowego „Blue City”. Pierwszy raz w życiu miałem okazję zobaczyć tego typu budynek. Byłem pod mega wrażeniem wielkości tego obiektu i mnogości sklepów pod jednym dużym dachem. Konsumpcjonizm w tamtych czasach nie był na takim poziomie jak obecnie. Zakupy w Kaliszu robiło się na bazarkach albo w pojedynczo zlokalizowanych sklepach z tzw. firmową odzieżą. Wtedy stołeczne w wolnym tłumaczeniu „Niebieskie Miasto” omamiło mnie do tego stopnia, iż łaziłem po tym molochu z wybałuszonymi oczyma przez dobre 8 godzin. Wydaje mi się bardzo zabawne, gdyż obecnie wchodząc do jakiegokolwiek centrum handlowego mam już dosyć po 8 minutach. No cóż.. Czasy się zmieniają… A my dojrzewamy i mądrzejemy.
Po wczesnej pobudce udałem się wraz z moim papą na ulicę Słowackiego. Numer budynku to 52/54, czyli dobrze Wam znana Szkoła Główna Służby Pożarniczej, marzenie nie jednego fanatyka pożarnictwa. Jak wszedłem do środka i zobaczyłem listy startowe to dostałem ciężkiego szoku. Moje nazwisko zaczynające się na literę „M” znajdowało się na pozycji z numerem dziewięćset którymś. Kandydatów było grubo ponad 1000, miejsc 90. Zaczynamy od sprawnościówki. Jak doszedłem do sali gimnastycznej do dostałem załamania nerwowego! Okazało się, iż test sprawności fizycznej jest przeprowadzany w formie toru przeszkód, a nie jak w przestudiowanym przeze mnie skrypcie trzy lata temu (sprint, 1 km i podciąganie). Pomyślałem: już po mnie! Motywacja spadła mi do poziomu zero i marzyłem o ucieczce. Chciałem po prostu jak najszybciej ewakuować się z terenu szkoły. Gdy zostałem wywołany na pozycję startową, myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej dobiec do mety i wyjść z sali. Gdy usłyszałem sygnał startowy, adrenalina sięgnęła zenitu! Poszedł tryb turbo! Motor w nogach został załączony! Pokonywanie toru dłużyło mi się do tego stopnia, iż wydało mi się, że pokonywanie przeszkód zajmowało mi kilka dobrych minut! Gdy przebiegłem linie mety, na cyferblacie zobaczyłem wynik 42 sekundy i pozostałe dwie cyfry po przecinku! Limit czasowy 44 sekundy!! Pełen sukces! Byłem podekscytowany! Doszło do mnie, że w przypadku poprzedniego egzaminu sprawnościowego, mógłby nie przejść dalej z marnymi 12 podciągnięciami jako rekord życiowy! Kondycję miałem na wysokim poziomie, ale bankowo poległbym na drążku! Fart? Szczęśliwe zrządzenie losu? Jak zwał, tak zwał, ale jedno jest pewne! Mam atrybut dziecka urodzonego w przysłowiowym czepku. Mój życiowy fart pomógł mi już nie raz!
Moja wiara w siebie i klasyczna podpałeczka nie trwała długo. Doszło do mnie, iż test sprawnościowy to dopiero początek, teraz kolej na matematykę, fizykę i język angielski. Znowu pomyślałem o okazałej liście kandydatów i się totalnie zdemotywowałem. Nie będę Was oszukiwał i pisał, iż byłem pewny siebie i naładowany tak pozytywną energią, iż świat stanął przede mną otworem. Wręcz przeciwnie! Sport to moja mocna strona, ale do testów wiedzy przygotowywałem się sam, chodząc do szkoły średniej o strasznie niskim poziomie nauczania, szczególnie przedmiotów ścisłych. Więc czekał mnie kolejny dzień egzaminów do SGSP. Wstałem rano zestresowany i poszedłem na uczelnię bez totalnej wiary w siebie. Chciałem po prostu odbębnić jak najszybciej co do mnie należy, iść na Dworzec Centralny i kupić czym prędzej bilet do Kalisza.
Zarówno na matematyce jak i fizyce byłem w stanie rozwiązać od początku do końca mniej niż połowę zadań, w pozostałych musiałem kombinować używając dedukcji i intuicji przedmiotowo ścisłej! Po ogłoszeniu wyników okazało się, iż znajdowałem się na 33 pozycji! Byłem totalnie zaskoczony zaistniałym faktem! Mimo niesprzyjających warunków walczyłem do końca, nie poddałem się! Moja dewiza albo zero, albo jeden przełożyła się na największy sukces jak osiągnąłem w życiu do tej pory!
Na koniec dwa morały płynące z mojej opowieści! PRIMO – uczyć się warto! Jak Ci na czymś zależy to jedziesz do oporu nie poddajesz się! Nie można patrzeć na niesprzyjające warunku, lecz na cel który nam przyświeca! SECUNDO – sport to zdrowie! Nie narzekaj na brak sprzętu, na to, iż siłownia jest daleko, a na dworze jest zimno! Bierz się po prostu do roboty! Konkurencje na testach sprawnościowych we wszystkich rodzajach naborów nie są skomplikowane jak łyżwiarstwo figurowe czy pływanie synchroniczne! 3 proste konkurencje do zaliczenia, których potrzebujesz jedynie strój sportowy, buty, drążek i płaską przestrzeń do biegania! Plan treningowy można ułożyć bazując na najprostszych ćwiczeniach z użyciem własnego ciężaru ciała. Minimalizm w tym, jak i w wielu innych przypadkach jest kluczem do sukcesu.
Wiem co mówię! Od 2010 jestem trenerem, przerobiłem dziesiątki różnorakich przypadków oraz celów treningowych. Od roku jednak zacząłem specjalizować się już stricte w przygotowaniu kondycyjnym do naboru w PSP. Istotą jest prostota indywidualnie dobranego treningu, regularność, pokora, wola walki i upór MANIAKA w dążeniu do postawionych celów!! Do pracy rodacy! Samo się nie zrobi!