Warszawa
15 lutego 1979 Warszawa
To była bardzo mroźna zima. Duże opady śniegu, bardzo niskie temperatury a do tego wiatr, który potęgował uczucie zimna. Dochodziła godzina 12:37 kiedy nagle i niespodziewanie rozległ się potężny huk. Znajdujący się na rogu skrzyżowania ulicy Marszałkowskiej z alejami Jerozolimskimi okrągły budynek tzw. “Rotundy PKO” według świadków „jakby się uniósł, wybrzuszył i pękł z hukiem”. Inny świadek zdarzenia mówił, że wybuch przypominał „hałas pędzącego z ogromną prędkością pociągu po moście”. Zaraz po tym wszędzie znajdowało się szkło rozbitych okien, a wewnątrz powstało zawalisko.
Kazimierz Brandys, który przebywał w okolicy Rotundy wkrótce po wybuchu, w swoim dzienniku “Miesiące 1978-1981” m.in. napisał: „Z wyższych pięter hotelu Forum widać było ciała rozrzucone przez eksplozję, pozaczepiane o dach rotundy i zwieszające się z resztek konstrukcji. Rotundę wysadziło od spodu, ludzie wraz z całym wnętrzem polecieli w dół”.
Przybyła chwile przed 13:00 Dr Julia Borkowska-Gomez, po tym co zobaczyła, co się dzieje, krzyknęła przez radio do dyspozytorki: „Niech pani tu daje karetki z całej Warszawy”. Na miejsce zdarzenia zaczęły także przybywać kolejne zastępy zawodowej straży pożarnej, których działania polegały na ewakuacji poszkodowanych z wnętrza budynku.
W momencie wybuchu w budynku znajdowało się 170 pracowników i 300 klientów banku. Początkowo szacowano, że w wyniku tragedii zginęło 10 osób. Przerażającą prawdą wyszła na jaw dopiero po kilku dniach. 45 osób zginęło na miejscu, 4 kolejne – w szpitalu, 135 zostało rannych. Budynek Rotundy został zniszczony w 70 proc. Ofiarami katastrofy byli nie tylko pracownicy i klienci banku, również przechodnie. Lecące odłamki zabiły młode małżeństwo – studentów historii Magdalenę i Zdzisława Kozaków, którzy chwilę przed eksplozją wyszli z przejścia podziemnego pod skrzyżowaniem.
Zawalisko było przeszukiwanie przez 6 dni przez prawie 2 tysiące osób: strażaków, robotników Mostostalu, milicjantów i żołnierzy.
Spekulacje i oficjalna przyczyna katastrofy.
Tuż po katastrofie wielu uważało i mówiło, że był to zamach skierowany na Breżniewa, który miał jechać pociągiem linią średnicową tuż przy budynku. Inna plotka głosiła, że był to napad na bank, ale złodzieje przesadzili z mocą ładunku. W niektórych rocznicowych tekstach pisano również o pozostawionej przez nieznanego mężczyznę teczce lub paczce, która następnie wybuchła.
Oficjalną przyczyną katastrofy według 20 powołanych zespołów był wybuch gazu ziemnego, który przedostał się z w wyniku pęknięcia korpusu żeliwnego zaworu gazociągu umieszczonego obok jezdni, na głębokości 1,5 m pod powierzchnią chodnika, na skutek skurczu termicznego spowodowanego niską temperaturą i ruchów gruntu spowodowanych przez komunikację naziemną i podziemną. Gaz dotarł do równolegle ułożonych kabli telekomunikacyjnych, a stamtąd przedostał się do archiwum w podziemiach Rotundy”.