Poznań
Do kraju powrócił zespół Ciężkiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej, który poszukiwał i wydobywał ludzi z zawalonych budynków po trzęsieniu ziemi w Turcji.
W skład zespołu weszło też dwóch strażaków z Komendy Miejskiej PSP w Poznaniu oraz pies poszukiwawczy Rico, którego przewodnikiem jest st. str. Krzysztof Pokora.
Dzięki uprzejmości Krzysztofa udało nam się porozmawiać z nim przy dobrej kawie w sobotni poranek [18.02.2023].
Wiem, że czytelnicy chcą posłuchać o Turcji, ale może powiedz kilka słów o sobie i swoim czworonożnym przyjacielu.
Krzysztof Pokora(KP): Na co dzień jestem strażakiem w JRG 4 Poznań, członkiem SGPR przy tej jednostce oraz przewodnikiem psa ratowniczego o imieniu Rico. Rico to pięcioletni labrador, który w kwietniu 2022 roku po zdanym egzaminie gruzowiskom uzyskał certyfikat dopuszczający go do udziału w działaniach poszukiwawczych na terenie Polski i poza granicami kraju. Poza służbą udzielam się w OSP GRS Poznań, gdzie bierzemy udział w szkoleniach i ćwiczeniach na terenie kraju i poza granicami.
Jak usłyszałeś w mediach, że w Turcji doszło do trzęsienia ziemi, to pomyślałeś, że będzie trzeba tam się udać i działać?
KP: Historia wygląda w ten sposób, że tak naprawdę trzęsienie ziemi wydarzyło się w nocy. Ja rano jak się obudziłem, to jeszcze nie spojrzałem do mediów. W planach miałem pójść z Rico pobiegać. Gdy już wstałem to żona mnie poinformowała, że doszło do trzęsienia oraz że dzwoniło do niej dowództwo JRG z prośbą o pilny kontakt z nimi. Po skontaktowaniu się z dowództwem dostałem dyspozycje, żeby jak najszybciej wstawić się w jednostce.
Bardzo szybko wylecieliście. Jak wyglądały Twoje przygotowania i pakowanie się wraz z Rico do wylotu?
KP: Podstawowe rzeczy, które potrzeba na co dzień zabrałem z domu, natomiast cały strażacki sprzęt pobrałem z JRG. Sprzęt jest już wcześniej przygotowany, tzn. że moje wyposażenie indywidualne mam w torbie, która jest w gotowości do wyjazdu. Wyposażenie psa tez jest przygotowane do wyjazdu. Dodatkowym wyposażeniem, jakie zabieraliśmy z Poznania do Warszawy to racje żywnościowe przekazane z SA PSP Poznan.
Czy skalę zniszczeń było widać podczas lądowania? Jaki obraz zastaliście, gdy wylądowaliście w Turcji?
KP: Lądowaliśmy w nocy więc nie było widać skali zniszczeń. Po wylądowaniu na lotnisku Gaziantep było widać trochę popękanych ścian w terminalu, ale nie była to skala zniszczeń, którą mieliśmy dopiero zobaczyć.
Na lotnisku ktoś Was przejął? Czy dzieliście się kto robi obozowisko, a kto jedzie od razu szukać i ratować?
KP: Najpierw czekaliśmy na zorganizowanie przez władze lokalne transportu dla sprzętu i ratowników. Gdzieś po około 2-3 godzinach załadowaliśmy sprzęt do podstawionych ciężarówek i autobusów. Po załadowaniu jechaliśmy do miejsca docelowego. Po drodze zatrzymaliśmy się w miejscowości Besni, gdzie lokalna społeczność wręcz błagała nas o pomoc w wydobyciu zasypanych pod gruzami, ponieważ żadna inna pomoc do nich nie dotarła. Po konsultacjach dowództwa z władzami Turcji dostaliśmy informacje, że mamy zostać w tej miejscowości, gdzie niezwłocznie podjęliśmy działania. Część polskiej grupy natomiast została, aby rozłożyć obozowisko.
Czy to był pierwszy lot Rico? Jak się zaaklimatyzował w Turcji?
KP: Rico pierwszy raz leciał samolotem i był przy nas w przedziale pasażerskim. Lot zniósł bardzo dobrze, nawet mam wrażenie, że nie czuł, że leci. Zero zdenerwowania i stresu. Również w Turcji nie wykazał żadnego poddenerwowania.
Czy jak już dotarliście w wyznaczony teren, skala zniszczeń była taką, jaką sobie wyobrażaliście, czy pierwszy raz coś takiego widzieliście?
KP: Jak już dojeżdżaliśmy to było widać pojedyncze zniszczone budynki. Później tych zniszczeń było więcej. Były to budynki 5, 6 piętrowe, które uległy całkowitemu zawaleniu. Na mnie skala zniszczeń i świadomość ile ludzi może być pod gruzami zadziałała motywująco do działania.
Jakie zadania należały do Ciebie i Rico?
KP: Główne zadania, jakie należały do naszej dwójki to działania w strefach i przeszukiwanie zniszczonych budynków oraz oznaczanie miejsc, gdzie mogą znajdować się osoby żywe.
Jak zabezpieczony był Rico do działań?
KP: Już od pierwszego dnia działań, ubierałem specjalne buty na jego łapy, żeby sobie ich nie pokaleczył. Rico miał też zrywalną obrożę, która zerwałaby się gdyby pies się gdzieś zahaczył oraz posiadała ona światło i dzwonek, które ułatwiają lokalizację psa w nocy.
Jak radził sobie Rico na gruzowisku?
KP: Kondycyjnie przygotowany był bardzo dobrze. Myślę, że ze środowiskiem, jakie nas tam spotkało też sobie dobrze radził. Poruszanie po bardzo trudnym terenie gruzowisk nie sprawiało mu żadnego kłopotu.
Pogoda była dużym utrudnieniem podczas działań?
KP: Pogoda była bardzo zła. W nocy temperatura spadała do -8 stopni Celsjusza. Utrudniała ona prace wszystkim; psom i ratownikom. W szczególności najgorszy był zimny wiatr, który potęgował uczucie zimna.
Prowadzenie działań jest wyczerpujące. Mieliście jakieś przerwy na regenerację?
KP: Staraliśmy się utrzymywać przerwy 8 godzin odpoczynku i wtedy mieliśmy czas na prysznic i zjedzenie jakiegoś ciepłego posiłku, kontakt z rodziną w Polsce. Wtedy też mogliśmy zadbać o psy i ich higienę.
Ile trwały zmiany na gruzowiskach?
KP: Najczęściej na gruzowisku pracowaliśmy od 8 do 10 godzin, jednak jak było wiadomo, że mamy kogoś żywego, to chęć pomocy i uratowania czyjegoś życia motywowała nas do wydłużenia prowadzonych działań do czasu przyjazdu kolejnej grupy.
Turcja to inny odmiennie kulturowo kraj. Czy były jakieś problemy?
KP: Z lokalnymi mieszkańcami tam, gdzie my przebywaliśmy i pracowaliśmy na gruzowiskach czyli w Besni, nie mieliśmy żadnych problemów. Nie przeszkadzali nam w prowadzeniu działań oraz byli nam bardzo wdzięczni za cała naszą pomoc. Przynosili nam nawet zupy, słodycze i różne przekąski.
Jesteście już w kraju. Jakbyś podsumował swoje i Rico doświadczenie na arenie międzynarodowej?
KP: Generalnie razem z Rico wykonaliśmy 120% procent naszych możliwości. Praca polskich psów nie odbiegała od pracy innych grup, które dotarły do Turcji. Doświadczenie jakie zdobyliśmy w Turcji ze względu na skale zniszczeń jest nieocenione i na pewno wniesie wiele w nasz warsztat pracy.
Dziękuję Krzysztof za miłą rozmowę.
red. nacz. Waldemar Pruss