„Trupów z szafy wypadło wiele, wszystkie zostaną uprzątnięte”
Na stronach Polskiej Agencji Prasowej ukazał się wywiad, w którym Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej podsumowuje ubiegłoroczne wydarzenia, wskazuje na popełnione błędy, niedociągnięcia, ale także osiągnięcia, sukcesy i możliwości.
Polska Agencja Prasowa: Zaledwie kilka dni temu minął rok, od kiedy objął pan stanowisko szefa Państwowej Straży Pożarnej i wydaje się, że nie był to rok łatwy?
Komendant główny PSP nadbryg. Mariusz Feltynowski: Tak, minął pierwszy rok i faktycznie był bardzo intensywny. Wiedziałem i wiem, co chcę zrobić w tej formacji jako komendant główny, dlatego mamy opracowaną pierwszą w historii PSP strategię Komendy Głównej PSP na 4 lata (2024- 2027), którą konsekwentnie realizujemy. Zastałem formację z koniecznością zapewnienia jej ciągłości działania, bo niestety aż 79 osób kluczowych w Państwowej Straży Pożarnej zdecydowało się odejść na emeryturę, zanim wiadomo było, kto zostanie komendantem głównym. Mówię tu m.in. o komendantach szkół pożarniczych i komendantach wojewódzkich PSP. Dziś z perspektywy kilku miesięcy wyraźnie widać, że niektórzy z tych oficerów żałują, że ulegli namowie ówczesnych swoich przełożonych, aby odejść ze służby. To było w pierwszym kwartale ubiegłego roku, a później mieliśmy do czynienia z bardzo trudnymi wydarzeniami, jak pożar Centrum Handlowego przy Marywilskiej w Warszawie, trzytygodniowa powódź, tragiczny pożar w Poznaniu i katastrofa budowlana w Cieszynie. To był również trudny rok pod względem finansowym, z zastanym budżetem, ale dzięki pomocy resortu udało się go korzystnie zbilansować i uniknąć problemów finansowych, z jakimi borykały się komendy w latach poprzednich, gdy brakowało środków finansowych na podstawowe potrzeby, m.in. na paliwo, energię oraz zakup niezbędnego wyposażenia. Do zakończenia tak licznie rozpoczętych inwestycji w ramach programu modernizacji w latach 2022-2025, niestety, brakująca kwota wynosi około 770 mln złotych. Trupów z szafy wypadło wiele, ale wszystkie uprzątniemy.
Mówiąc o trudnym roku, miałem na myśli nie tylko działania związane z powodzią, ale także krytykę tych działań ze strony byłego szefa PSP Andrzeja Bartkowiaka. To był dla pana duży cios?
Raczej duże zaskoczenie. Nie chcę odnosić się do tych słów, nie chcę porównywać, dopóki jestem na tym stanowisku, gdyż osobie mundurowej nie wypada z uwagi na etykę zawodową. Mamy odrębne CV, inny dorobek i doświadczenia zarówno krajowe, jak i zagraniczne. Oceniają nas nie tylko nasi podwładni i przełożeni, ale przede wszystkim społeczeństwo. Jeżeli chodzi o zaufanie opinii publicznej do strażaków, to od wielu lat jesteśmy na pierwszym miejscu i mamy ok. 85 proc. poparcia, a w czasie powodzi, gdy zrobiono badania – zaufanie do naszej pracy wzrosło historycznie aż do 97 procent, więc ludzie zdecydowanie dobrze ocenili nasze działania, a politycy gadali i będą gadać. Oczywiście, każdy ma prawo mówić to, co chce, byle było merytorycznie, a nie ogólnikowo o wszystkim i o niczym. Jest jednak jedna zasada obowiązująca w każdej służbie i chyba w każdym szanującym się zawodzie – nie analizuje się akcji w jej trakcie, podobnie jak operacji chirurgicznej podczas jej przebiegu. A i jeszcze jedno – zdecydowanie oddzielamy mundur od wystąpień politycznych. Nic więcej. Tylko tyle. Można było iść do Sejmu jako emeryt, w eleganckim garniturze i wtedy byłoby w porządku, a tak sytuacja mówi sama za siebie.
A jak się mają do tego liczby, które przedstawiał były szef PSP, który mówił, że do powodzi wysłano 700 strażaków, a było ich 250 tys. Tymczasem jednego dnia służbę pełni jakieś 5 tys.?
Tak, mamy ponad 5 tys. strażaków zawodowych dziennie na służbie i to z dyspozytorami, ale nie jest tak, że jeżeli jest powódź, to nagle nie ma zdarzeń drogowych, pożarów w całym kraju, wichur itd. Mamy 125 tys. druhen i druhów w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym (KSRG), poza tym 120 tys. ochotników w pozostałych jednostkach OSP. To co było mówione, to czysty populizm. Tak może mówić osoba, która zapomniała na potrzeby chwili, jak od 30 lat działa KSRG, za który odpowiada komendant główny PSP. Nigdzie nie zabrakło sprzętu czy ludzi. Przypominam, że nie można prawnie dysponować druhów ochotników poza teren województwa, z którego się wywodzą, dopóki zasoby ratownicze województwa się nie wyczerpały, a tak się nie zdarzyło. Podobnie, jeśli chodzi np. o rękawy do podwyższania wałów przeciwpowodziowych. Pojawiały się informacje, że mamy w kraju 200 kilometrów rękawów, a ich nie wykorzystujemy. No pewnie, że mamy i w 2010 r. też mieliśmy, pomimo że na terenie powodziowym dostępnych było ich razem ok. 40 km, bo nie wszędzie się sprawdzają. Muszą być odpowiednie warunki, by je rozstawić, czasami lepsze są worki. Każdy, kto był przy powodzi lub nawet na dobrych ćwiczeniach w kraju lub poza granicami, to wie. Akurat cywil czy polityk ma prawo nie wiedzieć. Ja się pytam: gdzie woda się przelała przez koronę, bo nie było rękawów? Kurtyna. Został w tej sprawie złożony zaraz po powodzi jawny raport do pana ministra, przekazany także do analizy akademickiej, do Akademii Sztuki Wojennej i Akademii Pożarniczej. Ja nie boję się ani krytyki, ani brania odpowiedzialności za przejmowanie kierowania działaniami. Idziemy do przodu. Porównajmy np. straty w ludziach podczas powodzi w 1997 r czy 2010 r. lub ostatniej powodzi w Czechach, o Hiszpani nie wspomnę, czy wysoką ocenę naszych działań w Brukseli. To była moja czwarta powódź, nie wiem, na ilu byli ci, co oceniają.
Czy wnioski z raportu, o którym pan wspomniał, są pozytywne?
Bardzo różne, na pewno była bardzo dobra współpraca w ramach grupy MSWiA z IMGW i wojskiem. W trakcie tej powodzi bardzo mocno korzystaliśmy z nowych technologii i m.in. dzięki temu nie trzeba było dysponować aż tylu osób do służby. Na miejsce wysyłaliśmy drony, które transmitowały obraz na żywo, po to aby 50 lub 100 strażaków nie musiało chodzić po wałach, narażać się i sprawdzać, czy nie ma przecieków.
W ubiegłym roku doszło do prawie 103 tys. pożarów. Jak to wygląda na tle lat ubiegłych?
Ogólnie przybyło nam zdarzeń, bo w zeszłym roku przekroczyliśmy 550 tys. interwencji. To jest wzrost o 13,5 proc. w stosunku do ubiegłego roku. 29 tys. to interwencje podczas powodzi. Co do liczby pożarów, to nie jesteśmy tym przerażeni, bo mamy dobry system reagowania, ale cały czas wnioskowaliśmy o to, żeby wprowadzać zmiany prawne powodujące docelowo zmniejszenie liczby śmiertelnych ofiar pożarów. W 2024 r. liczba tych ofiar spadła o 64 osoby w stosunku do poprzedniego roku. Tak jak kilka lat temu doprowadziliśmy do wprowadzenia rozwiązań ograniczających czas gaszenia pożarów składowisk odpadów, tak teraz chcemy zrobić to samo z pożarami obiektów wielkopowierzchniowych. Po tragicznym pożarze kamienicy w Poznaniu udało nam się doprowadzić do zmiany przepisów i wprowadzenia obowiązkowych czujek dymu i tlenku węgla – po ponad dekadzie starań. Kto mnie zna, wie, że ja dowożę nawet te trudne tematy do końca. Obecnie niestety czujek nie ma nawet w co dziesiątym mieszkaniu, w którym wybucha pożar.
W ubiegłym roku płonęło chyba 800 hal i magazynów. W przypadku ilu z tych pożarów można podejrzewać działania obcych służb?
Przede wszystkim staramy się zwiększać obecność dowódców strategicznych, czyli minimum zastępcy komendanta wojewódzkiego PSP na miejscu takiego zdarzenia. Komendanci nie boją się brać jednoosobowej odpowiedzialności za prowadzone działania ratownicze. Sam jako komendant główny przejmowałem kierowanie podczas pożaru hali przy ul. Marywilskiej w Warszawie, wybuchu gazu w kamienicy w Cieszynie oraz objąłem kierowanie podczas działań przeciwpowodziowych na południu kraju.