Kraj
Za nami Święta Bożego Narodzenia oraz Sylwester i Nowy Rok. Każdy ma jakieś postanowienia na nowy rok, o których większość zapomina po tygodniu… Nie ma się co napinać z tymi postanowieniami, bo są tyle warte ile mamy w sobie silnej woli i samodyscypliny. Dokładnie tak jak w strażackiej drabinie ku szczytom! I tego samozaparcia i woli walki z sobą o każdy lepszy dzień, o ten najmniejszy sukcesik, o ten szczebelek w drabinie Wam życzę!
W poprzednim odcinku pisałem o sprawnościówce oraz teście wiedzy z przedmiotów ścisłych i języka obcego. W skrócie: tor przeszkód zaliczyłem, egzaminy napisałem, wróciłem pociągiem do rodzimego miasta i co … I nic, wakacje jak każde inne: rowerek, jeziorko, koszykówka i inne wariacje czasu wolnego. Zapomniałem wtedy o stresującym zdarzeniu jakim była wizyta w stolicy. W pewnym sensie wyparłem to z siebie i zająłem się beztroskim korzystaniem z czasu wolnego, do czasu… Po dłuższym czasie, który upłynął od egzaminów zacząłem zastanawiać się jak wygląda moja sytuacja. Żadnego listu nie dostałem, ze szkoły nikt do mnie nie zadzwonił. Młodszym czytelnikom napomnę, iż w 2005 roku Internet w Polsce był dopiero w powijakach, łączność komórkowa też dopiero raczkowała (minuta połączenia w mojej pierwszej komórce kosztowała 3 złote).
Ze względu na brak jakichkolwiek informacji wydawało mi się, iż najzwyczajniej w świecie nie dostałem się do wymarzonej uczelni. Postanowiłem zadzwonić jednak do szkoły, żeby dowiedzieć się jak poszły egzaminy; co było w porządku, co poszło nie tak, na co ewentualnie zwrócić uwagę w następnym roku itp. Nadmienię, iż SGSP była jedyną uczelnią, na którą złożyłem papiery. Nie czułem powołania do jakiegokolwiek innego zawodu, poza strażakiem, co wiązało się z jedynym dla mnie słusznym kierunkiem studiów. Mniej więcej za moich czasów młodości zaczął rodzić się bum na posiadanie wyższego wykształcenia. Nie ważne czy to wyższa szkoła latania na miotle, czy też akademia namierzania ufoludków, ważne żeby iść na studia i nic z tego nie mieć, poza dyplomem ukończenia jakieś nic nie znaczącej uczelni, w której stopnie dostajesz za obecność na lekcjach, przepraszam wykładach i zajęciach… Jak słyszę rówieśnika, który płacze, że nie może znaleźć pracy, a skończył zarządzenie i marketing w Kaliszu i był jednym z 250 elitarnych menadżerów kończących każdego roku ten wspaniały kierunek, to powiem Wam szczerze, iż krew mnie zalewa. W Polsce brakuje specjalistów, natomiast licencjatów i nic nie znaczących magistrów mamy od groma. Moja rada jest taka! Jak nie jesteś orłem z nauki, to mierz siły na zamiary i licz się z konsekwencjami. Kończąc chociażby zawodówkę stolarską jesteś w stanie o wiele szybciej znaleźć pracę, która da Ci więcej pieniędzy i otworzy drogę, chociażby do założenia działalności gospodarczej, niż skończenie nic nie znaczącej szkoły wyższej.
Lecimy dalej… Pewnego razu jadłem obiad wspólnie z babcią i przypomniałem sobie o egzaminach na SGSP. Wziąłem słuchawkę telefonu stacjonarnego do ręki i przy pomocy okrągłej tarczy z miejscami na palec przy każdej cyfrze wybrałem numer do sekretariatu szkoły. Przedstawiłem się i spytałem się o moje wyniki. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, iż jestem 33 na liście, przeszedłem dalej, a w dniu jutrzejszym mam wstawić się u szkolnego psychologa o godzinie 9:00. Byłem zszokowany powiem Wam szczerze! Z jednej strony euforia, z drugiej strony lęk przed nieznanym. Poza tym nie wiedziałem jak uwierzyć w ten szczęśliwy zbieg okoliczności. Obiad jadłem w okolicach godziny 14, sekretariat otwarty do 15:30. Wystarczyłoby wpaść na pomysł wykonania telefonu półtorej godziny później i byłoby po tzw. „ptakach”. W dniu następnym nie zjawiłbym się w szkole na badaniach i życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Okej! Poszedł fart, jakich wiele w moim kolorowym niczym me tatuaże życiu. Zacząłem się zastanawiać dlaczego nie dostałem żadnego powiadomienia… Podałem zły numer telefonu, pomyliłem adres, pani w sekretariacie źle zaadresowała kopertę i nie doszła do mnie. Czy po prostu, byłem przeznaczony do rekrutacyjnej utylizacji na rzecz jakiegoś plecaka z tatusiem czy innym wujaszkiem postawionym na wyższym stanowisku. Tego się nigdy nie dowiem, chociaż tak na prawdę w ogóle mnie to nie interesuje.
Pociąg do Warszawy miałem za mniej niż 12 godzin, trzeba się ogarniać. Cyk cy ryk cyk i jestem spakowany, strawa zjedzona, buziak dla mamusi i lecimy na dworzec. Pociąg o 1.00 w nocy, w Warszawie byłem około 6, chwila zwiedzania bojem i jestem w SGSP. Odebrałem papiery i zaczynamy zabawę. Psycholog na początek, a co u niego? Różnego rodzaju branżowe testy, po których następuje rozmowa, a na niej standardowe pytania: dlaczego chcesz zostać strażakiem, jakie są twoje wady i zalety, złe i dobre cechy, jak radzisz sobie z sytuacjami stresowymi, czy zdarza Ci się krzyczeć na ludzi. Pamiętam dwa ciekawe pytania pani psycholog, jedno to jakim zwierzęciem chciałbyś być i dlaczego: odpowiedziałem, że jakimś wielkim ptakiem (dla mnie synonim wolności), mógłbym być albatrosem ze względu na największą powierzchnię, rozstaw skrzydeł oraz przepiękne widoki podczas dnia pracy.
Powiem krótko wiedziałem od razu, iż wpadłem w jej łaski. Psycholog zaliczony i co dalej? Do odwiedzenia rzesza lekarzy specjalistów: neurolog, okulista, laryngolog, ortopeda, psychiatra i kardiolog. Tego samego dnia pojechałem do szpitala MSWiA chcąc kontynuować badania. Okazało się, iż badań nie zrobię w ciągu jednego dnia, lecz potrwa to o wiele dłużej. Pierwszy wolny termin był w dniu następny z samego rana u lekarza kardiologa, więc miałem czas na ogarnięcie pięciogwiazdkowej kwatery w hotelu robotniczym „Orzeł”. Wstałem z samego rana, pojechałem do szpitala, oddałem krew oraz mocz i udałem się na umówioną wizytę do specjalisty od serducha. Zapukałem do drzwi, wszedłem do środka i zobaczyłem pana lekarza. Mężczyzna około lat 60, twarz spuchnięta koloru różowo-fioletowego, nos jak purchawa. Ogólne pierwsze wrażenie: resortowy lekarzyna, który najlepsze lata kariery miał za komuny, wygląd zewnętrzny i zapach świadczył o problemie z alkoholem. Mówię do siebie „będzie grubo” i co? Nie myliłem się. Pan kardiolog spojrzał na mnie spod byka, wziął papiery, totalnie mnie ignorując. Mówił coś, nie patrząc mi w oczy, wyciągnął stetoskop, przyłożył go do klatki piersiowej nie każąc ściągać bluzki. Mruknął coś pod nosem, usłyszałem mniej więcej: „ szzyyy czyyy pyy serca, do służby się pan nie nadaje”.
Nie zrobił ze mną żadnego wywiadu ani nawet nie skierował na EKG. Zamurowało mnie, ścisk w gardle, gruczoły łzowe zaczęły się zaciskać, moje życie w sekundę legło w gruzach. Patrzę co się dzieje, a dziadu bierze do ręki długopis i zaczyna coś pisać w moich dokumentach. Jak zobaczyłem co robi, to wziąłem mu z biurka swoje papiery, powiedziałem w afekcie kilka kolokwializmów i wybiegłem ze szpitala. Byłem strasznie wydygany, bo nie mogłem uzmysłowić sobie co tu się przed chwilą stało. Czy ja na prawdę jestem chory, czy na prawdę ktoś chce się mnie pozbyć i wstawić na moje miejsce kogoś z listy rezerwowych. Dziad dostał cynk, żeby odsiać parę osób, bo ten mniej zdolny ale „lepiej” urodzony czeka na swoją kolej. Byłem skonfundowany, ale nie poddałem się i jechałem z życiem dalej.
Coś tam zmyśliłem, kartę nową dostałem i poszedłem do kardiologa w innej placówce MSWiA. Tam zapisałem się do pani doktor na następny dzień. Powiem Wam, iż żyłem wtedy z duszą na ramieniu. Jedna z dłuższych dób w życiu, ale chyba Was to nie dziwi. Ciężko było mi wtedy usnąć ale w końcu się udało i po nerwowej nocce byłem co raz bliżej godziny zero. Nastał poranek ,ruszyłem do kolejnego szpitala. Na miejsce przybyłem pół godziny przed czasem i byłem pierwszy w kolejce. Na umówioną godzinę, bez żadnego spóźnienia do środka weszła pani doktor prosząc mnie kulturalnie bym wszedł. Zrobiła ze mną wywiad, sprawdziła ciśnienie i powiedziała jedno: musi być pan delikatnie zdenerwowany, bo ciśnienie jest nieco podwyższone. Wysłała mnie na EKG, wróciłem z badaniami i co się okazało?! Jak myślicie?! Zdrowy jak koń, ogier zdolny do służby powiedziała do mnie z uśmiechem! Powiedziałem jej wtedy o sytuacji z dnia poprzedniego. Pani kardiolog powiedziała do mnie wtedy, cytuje z pamięci: „synku, a ja się dziwiłam, czemu Ty masz ciśnienie podwyższone. Ja się powinnam dziwić dlaczego Ty jeszcze na zawał nie zszedłeś wchodząc do mnie”. Przytuliła mnie i powiedziała, żebym się niczym nie martwił bo jestem okazem zdrowia i na pewno nie będzie problemu z następnymi specjalistami.
Bardzo mi to pomogło! Poprawiło samopoczucie oraz dało pewności siebie, której mi strasznie wtedy brakowało. Nie będę się rozpisywał o kolejnych badaniach, bo nic odbiegającego od normy nie wydarzyło się i po prawie tygodniu spędzonym na badaniach, lekarz medycyny pracy stwierdził, iż jestem zdolny do służby!!!! To był dopiero SUKCES!!!! To była EUFORIA!!!! Po tygodniu wróciłem do Kalisza cały, zdrowy i zdolny do podjęcia kolejnego kroku, czyli unitarki w PBL Zamczysko Nowe, które miało się rozpocząć 1 lipca 2005 roku, czyli za dwa dni…