Kraj
Witam wszystkich serdecznie w NASZEJ pożarniczej serii. Dzisiaj poruszymy trzy tematy: ostatecznie zakończymy kwestię „Zamczyska”, opowiem o pierwszych dniach spędzonych w budynku SGSP tuż przed długo wyczekiwanym Ślubowaniem strażaków w służbie kandydackiej.
Sierpień na „Zamczysku” był wyjątkowo ciężki dla mnie z wiadomych względów, które przedstawiłem Wam, aż za dokładnie. Więcej smutów już nie będzie. Po sierpniu 2005 roku nastał w końcu wrzesień, kiedy to doszło do wymiany kadrowej osób funkcyjnych, czyli Pań i Panów podchorążych z dziennych studiów magisterskich. Ku wielkiej mojej uciesze, negatywny bohater z poprzednich odcinków mógł wyjechać na długo wyczekiwane wakacje. Jego miejsce zajął bardzo kulturalny, spokojny i elokwentny pan podchorąży, którego nie zwykł podnosić głosu, a mimo to nasz pluton wykonywał należycie wszystkie swoje obowiązki. Nie było większych problemów, poza jakimiś błachostkami, o których teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Powiem Wam szczerze, iż w moim umyśle, w porównaniu do poprzedniego miesiąca, nastało psychiczne Eldorado. Wiadomo, iż tęsknota do bliskich i znajomych pozostała. Zmęczenie wynikające z poligonowego trybu życia, też nie nastrajało do wesołych kontemplacji. Odliczanie dni do upragnionego Ślubowania na ostatniej kartce mojego zeszytu szło strasznie wolno. Ale jak co niektórzy mawiają: połowa już za nami, teraz już górki!! W końcu moja zamczyskowa szklanka zaczynała być pełna do połowy, a nie w połowie pusta! Przełom sierpnia i września udowodnił tezę porzekadła mówiącego, iż w życiu nie liczą się miejsca, w których jesteśmy, lecz ludzie z którymi jesteśmy w tych miejscach.
Na koniec zamczyskowych opowieści, odpowiem Wam na pytanie, które często zadajecie w tej kwestii, mianowicie: ile przytyłem przez te dwa miesiące. Odpowiadam! Odstępy między posiłkami dosyć znaczne, poza tym czasu na jedzenie nie było za wiele. Biorąc pod uwagę, iż przez pierwszy miesiąc pobierałem posiłki jako ostatni i nie miałem zbyt dużo czasu na konsumpcję, wytworzyłem idealną sytuację do odkładania tłuszczu zapasowego przez mój organizm. Pewnego dnia, gdy odbywałem toaletę wieczorną, zacząłem przyglądać się swojej twarzy oraz brzuchowi. Oniemiałem z przerażenia! Doszło do mnie, iż moja buźka nie wygląda już jak u młodego Dżastina Biberka, lecz jest okrągła jak buzia bobasa ze słoneczka w Teletubisiach. Głowę miałem ogoloną do zera, więc wyglądałem totalnie jak pyza. Zacząłem dotykać brzuch i czułem oponki tłuszczu wokół niego. Wyobraźcie sobie, iż przed unitarką ważyłem 75 kg, a pod koniec września na wadze ukazała się wartość 88 kg. Dosłownie i w przeności: GRUBO!! Moja „otyłość” zawróciła mi tak w głowie, że nie zdążyłem na czas, na teren zgrupowania, za co czekała mnie „nagroda”. Dostałem powołanie do grupy specjalnej „podpadziochów”, która została żartobliwie nazwana „SPECNAZ”. Z czym wiązało się to powołanie?!?! Z wszelakim rodzajem gier i zabaw w pełnym bojowym rynsztunku: bieganie, czołganie, pełzanie, kaczuchy i inne takie w czasie wolnym od zajęć programowych!! Taki CrossFit w warunkach poligonowych w skrócie. Pomyślałem sobie tylko o zbędnym sadełku i od razu dostałem rozwiązanie na moje utrapienia. Nie mając już sił przy wykonywaniu ćwiczeń myślałem tylko i wyłącznie o załączonym w organizmie programie „fatburning” i jak to ja, cisnąłem ostro naMANIACZKU!! Ciekaw jestem jak wyglądają tego typu gry i zabawy w szkołach aspiranckich. Poza tym frapują mnie alarmy nocne na innych unitarkach, bo u nas nie było ich za wiele. Czekam na odpowiedzi w komentarzach pod postem.
Siedem tygodni w PBL Zamczysko Nowe w końcu jakoś zleciało. W tym czasie zrezygnowały dwie osoby. Dla porównania w roku 2018 do końca unitarki nie dotrwało ich dziewięć. Na ostatni tydzień zgrupowania kandydackiego zostaliśmy już przetransportowani do SGSP. Wcześniej zostaliśmy podzieleni znowu na plutony, w których już byliśmy do końca służby kandydackiej w uczelni. Pogrupowano nas jeszcze w czwórki, w których dostaliśmy przydziały do poszczególnych pokoi. Mojego numeru nie zapomnę do dziś: 216!! Nasze „apartamenty” mieliśmy zlokalizowane w obiekcie 02 w części, w której znajduje się siłownia szkolna. Po siedmiu tygodniach w warunkach poligonowych, zwieńczonych zimnymi wrześniowymi nocami każdy był już mocno zmęczony. Gdy wszedłem pierwszy raz do swojego pokoju o wymiarach mniej więcej 3m x 6m, zobaczyłem szafę, zlew, cztery biurka oraz dwa piętrowe łóżka. Od razu zająłem łożę z lewej strony na dole, kładąc się na nim z niesamowitą ulgą! Następnym luksusem był posiłek w stołówce szkolnej! Jedzenie dostaliśmy na talerzach a nie jak dotychczas w menażkach. Gdy wróciliśmy do pokoi położyłem się na „wozie” zawiązać przysłowiowe sadełko. Czułem się jakbym leżał w Hiltonie. Jak widzicie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a w tej sytuacji wystarczył biały talerz oraz 4,5 metra kwadratowego przeznaczonego na jedną osobę w pokoju do pełni szczęścia. W końcu zacząłem się zastanawiać jak sobie poradzimy w tylu chłopa na tak małej powierzchni?! Powiem tak! Łatwo nie było, ale w końcu to jeden z uroków bycia skoszarowanym. Były sprzeczki, były kłótnie, szarpanek nie pamiętam, bójek tym bardziej. Można powiedzieć, że wszystko jak w rodzinie. Wszyscy przetrwali cali i zdrowi ten oryginalny okres edukacji. Zacząłem odbiegać od tematu!! Ślubowania jeszcze nie było, a ja już o końcu szkoły! Wracamy do SGSP. Ostatnie dni w szkole wiązały się z wydawaniem nowych sortów służbowych. Do gry ruszyła igła i nitka w celu obszycia pagonów sznurkiem dwukolorowym skręcanym oraz zamocowaniu metalowej odznaki SGSP. Na klapie marynarki munduru wyjściowego mocowaliśmy znak pożarniczy w kolorze złotym, tzw. „ognik”. Na zewnętrznej części rękawów marynarki należało umieścić oznaki szkolne, tzw. „semestralki” określające rok odbywanych studiów. Nie było to łatwe, ale jakoś sobie poradziłem. Ostatnie dni wiązały się również z nieustającymi próbami na placu apelowym, które miały nas przygotować do jak najbardziej godnego uczestnictwa w najważniejszym dniu w życiu!!
W końcu nastał TEN DZIEŃ, na który wszyscy tak bardzo czekali. Otwarcie roku akademickiego 2005 w Szkole Głównej Służby Pożarniczej połączone z ceremonialnym Ślubowaniem strażaków w służbie kandydackiej. Uroczystość zapoczątkowała Msza Święta, którą odprawiono w Bazylice katedralnej pod wezwaniem św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika na warszawskiej Pradze. Następnie udaliśmy się na plac apelowy SGSP, gdzie odbyła się dalsza część Ceremoniału. Nastąpiło uroczyste podniesienie flagi państwowej oraz odegranie i odśpiewanie hymnu państwowego. W dalszej kolejności głos zabrał Rektor – Komendant SGSP. W dalszej kolejności złożyliśmy akt ślubowania, który brzmiał:
„Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, świadom podejmowanych obowiązków strażaka, uroczyście ślubuję być ofiarnym i mężnym w ratowaniu zagrożonego życia ludzkiego i wszelkiego mienia − nawet z narażeniem życia. Wykonując powierzone mi zadania, ślubuję przestrzegać prawa, dyscypliny służbowej oraz wykonywać polecenia przełożonych. Ślubuję strzec tajemnic związanych ze służbą, a także honoru, godności i dobrego imienia służby oraz przestrzegać zasad etyki zawodowej.”
Wszyscy kandydaci po immatrykulacji oficjalnie dołączyli do grona studentów Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, a strażacy w służbie kandydackiej dodatkowo otrzymali tytuł podchorążego Szkoły Głównej Służby Pożarniczej.
Na miejscu była obecna moja najbliższa rodzinka, czyli mama, tata, siostra Oksanka i babcia Danusia. Po zakończonej uroczystości nastały chwile rodzinnego uniesienia i wzruszenia, zrobiliśmy sobie pamiątkowe fotografie i czym prędzej ruszyliśmy w kierunku mojego rodzimego Kalisza. Do dyspozycji dostaliśmy trzy dni wolnego. Zleciało bardzo, bardzo szybko!! Pewnie jeszcze szybciej niż ostatnie zdanie które przed chwilą napisałem.. No cóż… Sam się o to prosiłem!!
Pozdrawiam serdecznie Wasz PADRE!!
Poprzedni odcinek:
Zostań strażakiem – inicjacja cz. 3
Foto: www.sgsp.edu.pl, pchor. Maciej Piątek
Tekst/foto Dawid Muchlewicz