WYWIAD
Ostatnio mieliśmy okazję porozmawiać z nadbrygadierem w st. sp. Maciejem Schroederem, byłym zastępcą Komendanta Głównego PSP w latach 1992-1995, który ma niesamowity dorobek publikacji z zakresu pożarnictwa i ratownictwa.
Krótki życiorys pożarniczy..
W 1970 r. jako prymus rocznika Szkoły Oficerów Pożarnictwa promowany został na pierwszy stopień oficerski pod pomnikiem warszawskiej Nike. Z dwiema gwiazdkami na pagonie zameldował się u poznańskiego komendanta. Potem już zaocznie podnosił kwalifikacje w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie i w warszawskiej Akademii Spraw Wewnętrznych, gdzie zdobył dyplom inżyniera w 1977 r., a na Wydziale Administracji w 1981 r. – dyplom magistra.
Jest autorem ponad trzystu artykułów, referatów i fachowych opracowań. Laureat tytułu Autor Roku 1983 przyznanego przez „Przegląd Pożarniczy”. Przewodniczył Radzie Programowej PP, współtworzył kwartalnik „Ratownictwo Polskie”. Był komendantem międzynarodowych zawodów sportowo-pożarniczych, organizatorem w woj. poznańskim zabezpieczenia dwóch wizyt papieża Jana Pawła II, jednym z dowódców akcji podczas największego w Europie pożaru lasu w Kuźni Raciborskiej.
W październiku 1992 r. odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. 11 listopada 1994 r. na wniosek Komendanta Głównego PSP nadbryg. Feliksa Deli prezydent RP Lech Wałęsa nadał mu stopień nadbrygadiera. Był to pierwszy w historii polskiego pożarnictwa stopień generalski nadany zastępcy Komendanta Głównego.
Nadbrygadiera Schroedera zapytaliśmy między innymi o najważniejsze wydarzenia związane z jego karierą zawodową.
22 lutego 1972 roku pełnił Pan w tym dniu rolę Oficera Operacyjnego w Poznańskiej Komendzie Straży Pożarnych. Tego dnia doszło do eksplozji w Zakładach „Ziemniaczanych” w Luboniu. Jak wyglądało to zdarzenie z Pana perspektywy?
Maciej Schroeder: Pierwszy telefon wpłynął do stanowiska kierowania poznańskiej komendy z informacją, że w okolicy poznańskiego Dębca widać dużą łunę. Oficer stanowiska kierowania wysłał pierwsze zastępy z ulicy Czechosłowackiej, które w trakcie dojazdu zgłosiły, że coś musiało się stać zakładach ziemniaczanych. Jak dojeżdżali przekazywali coraz więcej informacji. Zaczęto dysponować coraz to więcej zastępów.
Jak ja przyjechałem samochodem dowodzenia i łączności to gapie i pracownicy praktycznie wyciągnęli mnie z samochodu i pokazywali gdzie leżą ciała, gdzie są ranni. Obraz był katastroficzny; wagony kolejowe leżały na dachu, taka była siła wybuchu dekstryny. Zawalone budynki, mnóstwo ludzi, wszystko w ogniu i zjeżdżające się zastępy. Dla mnie dla młodego oficera był to widok, jaki pierwszy raz w życiu widziałem. Zacząłem prowadzić tę akcję, gdzie, kto i z której strony ma prowadzić działania. I tak to szło. Prawdziwy chrzest bojowy dla młodego oficera.
W roku 1978 pojawił się u Pana pomysł na stworzenie komputerowego systemu wspomagania działań operacyjnych. Skąd ten pomysł i jak ten system wyglądał?
MS: Nie ma co ukrywać, że pomysł na system komputerowy „zakiełkował” po wizycie w straży niemieckiej, gdzie dane mi było „dotknąć” klawiaturę komputera, która pomagała dyspozytorom i znacząco przyspieszała interwencją.
Poznańskie stanowisko kierowania od strony organizacyjnej i technicznej było bardzo dobrze zorganizowane. Były najnowsze urządzenia, najnowsze połączenia telefoniczne. Za jednym przyciskiem można było przekazywać komunikaty ze stanowiska kierowania przy ulicy Masztalarskiej do np. jednostki nr 2 na poznańskim Grunwaldzie. Z innymi służbami też była łączność na jeden przycisk.
Dlatego nawiązaliśmy kontakt z Politechniką Poznańską, która mogła i chciała podjąć się stworzenia takiego systemu w Poznaniu. Podpisaliśmy porozumienie na stworzenie dla nas bazy operacyjnej danych. Straż określała co potrzebuje, a naukowcy kombinowali jak to zrobić. Kupiliśmy komputer polskiej produkcji MERA. Była to duża maszyna, która zajmowała jeden pokój. Szło to wolno, ale pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy to wprowadziliśmy drogi dojazdu do poznańskich ulic. Dyżurny jak przyjmował zgłoszenie, to wpisywał ulicę, po czym otrzymywał informację z drogą dojazdu i charakterystyką operacyjną obiektu. Nie tylko dyżurny widział drogę dojazdu na monitorze komputera, ale także droga dojazdu była drukowana w poszczególnych jednostkach.
Następnymi elementami, jakie wprowadziliśmy do bazy danych była charakterystyka najważniejszych obiektów w mieście, właściwości substancji chemicznych, lokalizacja hydrantów itd.
Wiem, że w 1991 roku miał Pan możliwość przeprowadzenia wykładu w niemieckim Instytucie GSF. O czym był ten wykład?
MS: Na międzynarodowych targach poznańskich od lat swoje wyroby prezentowała firma Schmitz z Niemiec. Ja trochę bliżej poznałem właściciela. Natomiast w niemieckim Instytucie GSF odbywały się co roku sympozja, konferencje, gdzie przyjeżdżali oficerowie z całego świata, którzy mieli do przekazania ciekawe opisy akcji i nowatorskie doświadczenia ratownicze. Wtedy też padł pomysł szefa firmy Schmitz, że Schroeder pojedzie na konferencją i przedstawi przebieg katastrofy pociągu z propan-butanem, jaki miał miejsce na dworcu kolejowym we Wrześni 26 listopada 1985 roku. Było to zdarzenie, podczas którego zamierzano przetłaczać gaz w warunkach bojowych, nikt tego wcześniej w Polsce nie robił. W związku z tym zdarzeniem w 1991 roku byłem pierwszym oficerem straży pożarnej ze ściany wschodniej, który przeprowadził wykład na tych niemieckich sympozjach.
1992 rok to czas, kiedy awansował Pan na zastępcę Komendanta Głównego PSP. Czy awans związany był z Pana dorobkiem pożarniczym?
MS: Komendanta krakowskiej szkoły Feliksa Delę znałem generalnie z widzenia tak jak inni. Któregoś dnia zadzwonił do mnie i mówi – czy Pan by chciał wejść w skład zespołu ministerialnego, który ma przygotować Państwową Straż Pożarną. Ja spytałem czy ja się tam nadaję. Oczywiście, że Pan się nadaje; ja się dużo na Pana temat nasłuchałem – powiedział Dela. Spytałem, na czym to ma polegać. Dela na to – będziesz przyjeżdżać 3-4 dni w miesiącu i będziemy tworzyć. No i się wciągnąłem w to nowatorskie zdanie.
Komendant Dela był bardziej organizacyjny, twórczy i polityczny, ja byłem ten wykonawczy. I tak tworzyliśmy przepisy wykonawcze do strażackich ustaw. Tu trzeba wyraźnie powiedzieć, że ja nie byłem twórcą PSP; ja byłem twórcą, wraz z zespołem, przepisów wykonawczych, które umożliwiły zaistnienie PSP. Ja w zespole piszącym ustawę o PSP nie brałem udziału. Powstało chyba 35 przepisów wykonawczych.
Wtedy też Dela powiedział – ja prawdopodobnie zostaję Komendantem Głównym i ja sobie nie wyobrażam ciągnąć to bez Ciebie. Zaproponował mi etat zastępcy Komendanta Głównego. Opory w domu były katastroficzne. Żona z synami nie chciała się przeprowadzić do Warszawy. Dlatego przez trzy lata mieszkałem w hotelu w Warszawie. Na początku miało być sielankowo – miało być, że wyjeżdżam w poniedziałek i wracam w piątek. Niestety tak nie było i czasami po miesiącu wracałem do domu.
Wydał Pan kolejną książkę. Tym razem jest to pozycja różniąca się od dotychczasowych..
MS: Jako autor poprzednich książek fachowych, uznałem, że na koniec swojej pisarskiej kariery trzeba wydać coś humorystycznego o tej służbie. Nazbierałem trochę anegdot, pomogli też koledzy.
Teraz jak czytelnicy spotkają się na imieninach u przysłowiowej cioci, nie muszą już opowiadać, jakie to poważne rzeczy przy pożarach widzieli, ale mogą też coś humorystycznego opowiedzieć. Moje anegdoty, jak i te od kolegów, są oparte na prawdziwych wydarzeniach. Ale pamiętajmy, że są to anegdoty i nie zawsze muszą być całkowicie prawdziwe.
Czy przekazałby Pan jakąś radę dla młodego i starszego pokolenia strażaków PSP i OSP?
MS: Trzeba pamiętać, że ludzie podczas prowadzenia akcji są najważniejsi, a sprzęt jest doskonałym dodatkiem. Ratownicy wyposażeni w dobry sprzęt to 100% powodzenia akcji. Jeżeli zawiedzie sprzęt, a wiedza i umiejętności ratowników nie będą na odpowiednim poziomie to najpierw ucierpi na tym ratownik, a potem poszkodowani.
Kolejna kwestia, o której należy pamiętać to fakt, że my strażacy idziemy tam skąd inni uciekają i to jest poświęcenie i nasza misja. Najlepszym przykładem są wydarzenia w wieżach World Trade Center w Nowym Jorku.
Ale… młody człowieku pamiętaj – bądź zawsze człowiekiem, tym człowiekiem, na którego ranny lub poszkodowany liczy, że mu pomożesz.
Na koniec – warto czytać książki, fachową literaturę i permanentnie zdobywać doświadczenie, bo tylko tak można doskonalić i rozwijać pożarniczego, ratowniczego bakcyla.
_______________
W imieniu swoim i redakcji Strażacki.pl dziękuję za wywiad.
Redakcja Strażacki.pl poleca również ostatnią pozycję książkową z dorobku Pana nadbrygadiera Macieja Schroedera, pt. „ Z przymrużeniem…ognia. Anegdoty strażackie.” Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa Cursiva.pl.
Zachęcam do zakupu tej pozycji.
Redaktor Naczelny
Waldemar Pruss