Wrocław
Z okazji jubileuszu – 95 lecie urodzin Feliksa Kosteckiego skrzyknęli się nie tylko wrocławscy strażacy, w tym zarówno ci z czynnej służby, na czele z zastępcą komendanta wojewódzkiego dolnośląskiej PSP st. bryg. Piotrem Grzybem jak i ci, którzy odeszli już na zasłużoną emeryturę. W wielopokoleniowej grupie przybyłej do macierzystej JRG Pana Pułkownika, czyli wrocławskiej „piątki”, nie zabrakło także przedstawicieli rodziny i to także najmłodszych, czyli „w randze” wnucząt i prawnucząt. A przy okazji, wnuczki to już także osoby dorosłe, pełnoletnie…
Jubilat, który zasiadł na specjalnie przygotowanym fotelu otrzymał upominki, kwiaty, uściski i całusy, a przy tej okazji usłyszał słowa wdzięczności, miłości, uznania i podziwu. Za co? Dużo by opowiadać, bo życiorys tego strażaka jest barwny i bogaty, pełen epizodów strasznych i śmiesznych, zdarzeń wplatających się w pokręconą historię kraju i jego mieszkańców. Nie sposób o wszystkim lapidarnie powiedzieć i dlatego tak ważne są książki, które jubilat napisał z myślą o zatrzymaniu w pamięci minionego czasu walki z wrogiem w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej, strażackiej służby w powojennej Polsce, mozolnego budowania, ale i wolnościowego zrywu lat osiemdziesiątych.
A wiesz, że Felek, był pierwszym oficerem ówczesnej Komendy Straży Pożarnej Województwa Wrocławskiego i Miasta Wrocławia, który zapisał się do „Solidarności”? – rzuca niepodziewanie emerytowany pułkownik pożarnictwa Stanisław Ręcławowicz. – Wtedy, na początku lat 80-tych trzeba było do tego odwagi – akcentuje.
Takich wymownych i wiele mówiących „smaczków” w życiorysie jubilata , zarówno w tym wojennym, jak i powojennym, jest co niemiara. Ale choć każdy inny, z odmiennej historycznej i społecznej rzeczywistości, to wszystkie mają swój wspólny mianownik. Zaświadczają o człowieku, mówią o nim więcej niż niejedne sążniste opinie służbowe.
W czasie wojny, jako żołnierz AK o pseudonimie „Lech”, bywał w beznadziejnych sytuacjach, kiedy wręcz żegnał się z życiem. Bywało też, że musiał wykazać się heroizmem, hartem ducha, sprytem i niebywałą odpornością psychiczną. A po wojnie, jako żołnierz AK bynajmniej nie należał do wybrańców i „pieszczochów” nowej władzy. Owszem mógł przecież wstąpić do partii, dostosować się… Nie zrobił ani tego, ani też wielu innych rzeczy, które nie pasowały do jego moralnej i etycznej konstrukcji. Dużo by opowiadać, więc nic dziwnego, że starczyło aż na trzy książki.
W jednej z nich pt. „Opowiadania dezertera” z 2018 r. autor, płk. Feliks Kostecki napisał: …”uważam, że moim obowiązkiem jest opisanie osobistych przeżyć w okresie od 1945 r. do 2015 r., które obciążone piętnem II wojny światowej nie zawsze były lekkie i przyjemne, ale mimo tego – udało mi się dożyć sędziwego wieku i myślę, że jeśli uda mi się przeżyć setną rocznicę moich urodzin, to te zdarzenia ujrzą światło dzienne.”
Podczas jubileuszowej uroczystości z zadowoleniem przyznaje, że choć jego droga życiowa była pełna wybojów i zakrętów, to przecież nie tylko napisał, co chciał, ale nadal cieszy się życiem i szacunkiem ludzi. A to przecież najważniejsze.
Źródło: Lech Lewandowski KW PSP Wrocław